małopolskie
dzień budowy
Zaczęło się całkiem niewinnie.... decyzja podjęta -> budujemy się, bo nie będziemy całe życie mieszkać na 40 m2 w bloku. Szukanie projektu, prostego, raczej klasycznego, taniego w budowie. Padło na " pewien" w stylistyce wiejskiego dworku = w oryginale cudowne 112 m2, dom wydłużyliśmy o 1 m , więc wyszło 134, idealnie :) Architekci miejscowi, poleceni, wiarygodni , po prostu bajka. WZ-ka zrobiona od strzała, cieszyliśmy się że tak szybko idzie.... no i poszło, w sumie 1,5 roku w plecy, ale po kolei :) Do myślenia powinien nam dawać utrudniony kontakt z Panem i Panią architekt z biura projektowego, którym w całości zleciliśmy uzyskanie i oddanie nam do ręki kompletnego pozwolenia na budowę wymarzonego wiejskiego domku. I tak ciągłe zwodzenie, durne wyjaśnienia, opieszałe bezsensowne spotkania i w zasadzie mierne efekty. Po roku czasu w końcu złożyli wniosek do urzedu w Krakowie. I DRAMAT przychodzi odpowiedź - NEGATYWNA !!!! Że jak ?? Dlaczego?? Bo co?? bo za duża powierzchnia zabudowy w stosunku do wielkości działki. NIE DO WIARY!!!! Nasi szanowni architekci nie zauważyli , że część z 17 arowej działki to nieużytki o szczególnych walorach, zieleń nieurządzona , ponieważ podobno mamy tam jakieś rzadkie żabki :) Załamaliśmy się.... 14 miesięcy zmarnowane... Nie wspomnę o zwiększeniu kosztów w postaci zwiększenia kosztów kredytu. Zaczęło się szukanie nowego projektu, architekta, znalazłam ufff bardzo fajną Panią Iwonkę, która szybko i sprawnie załatwiła wszystkie formalności. W końcu odebraliśmy pozwolenie. Teraz zaczęliśmy batalię z bankami ale w końcu się udało i maju mieliśmy już wszystko ustalone i zaplanowane. Pozmienialiśmy trochę tą naszą Zetkę, ale myślę , że tylko na lepsze :)