Jak już przyszedł ten czas pod koniec budowy, że już się człowiekowi mniej chce, spotkało nas największe wyzwanie - przyłącze wodne.

Nie przygotowałem się wcześniej do tego teoretycznie tak jak do większości zagadnień i tym boleśniejsze było zderzenie z rzeczywistością. 

Myślałem że ogarnę temat z wnioskiem o lokalizację urządzeń w drodze w ręku i z pomocą zaprzyjaźnionego operatora koparki po czym objawiła się powaga sprawy w całej okazałości: do załatwienia projekt organizacji ruchu, wniosek o zajęcie pasa ruchu (na każdą odpowiedź urząd ma miesiąc czasu), załatwienie kilkunastu znaków drogowych i na koniec wyczekiwanie tygodniami na wodociągi ratując codziennie zawalający się wykop.

Ostatecznie się poddałem i zleciłem całość robót jednej z firm które dziwnym sposobem potrafią wszystko załatwić szybciej i mniej boleśnie. Oczywiście płacąc odpowiednie frycowe.

Mamy już termin robót na połowę lipca, może zdążymy przed terminem rozliczenia kredytu.